Start  /  Serie wydawnicze  /  Wojsko Księstwa Warszawskiego  /  Piechota, gwardie narodowe, weterani

Ryszard Morawski, Adam Paczuski:

Wojsko Księstwa Warszawskiego. Piechota, gwardie narodowe, weterani

Warszawa: KARABELA 2014

ISBN: 978-83-61229-05-6

tom 1 – s. 296, 94 tablice kolorowe, 1 rozkładówka, 3 tablice czarno-białe
tom 2 – s. 320, 71 tablic kolorowych

Format: cm 34 x 24, oprawa twarda + jedno etui dla obu tomów
podpisy pod ilustracjami i streszczenia w j. francuskim, angielskim i niemieckim,

 

ZAMÓW

W ramach serii: Wojsko Księstwa Warszawskiego ukazał się nakładem naszego wydawnictwa długo oczekiwany album dotyczący piechoty, gwardii narodowych i weteranów. Jest to pierwsze tak obszerne opracowanie historii wszystkich pułków piechoty Księstwa Warszawskiego.

Tak jak dotychczas autorem kolorowych plansz jest malarz Ryszard Morawski, natomiast tekst jest autorstwa Adama Paczuskiego, muzealnika, znawcy ikonografii epoki napoleońskiej. Ogrom materiału spowodował, że praca została wydana w dwóch tomach i zawiera oprócz obszernego tekstu 165 kolorowych plansz, 3 plansze czarno-białe i jedną rozkładówkę, na której pokazana jest w formie schematu organizacja 22 pułków piechoty Księstwa Warszawskiego w latach 1806-1814. Ryszard Morawski na 123 kolorowych tablicach namalował 327 sylwetek oficerów, podoficerów i żołnierzy. Ponadto na 42 tablicach szczegółowych pokazał elementy umundurowania, uzbrojenia i wyposażenia. Każda z plansz ma opis po polsku, francusku, angielsku i niemiecku. Ryszard Morawski jest też autorem pięknej oprawy graficznej całości (inicjały i przerywniki).

Adam Paczuski przedstawia historię piechoty polskiej poczynając od przełomu lat 1806/1807. Dużo miejsca poświęca na prześledzenie kolejnych reorganizacji tej formacji w wojsku Księstwa. W pierwszym tomie autor omawia też dzieje dywizji polskiej w Hiszpanii oraz udział piechoty w zwycięskiej wojnie z Austrią w 1809 r. W drugim tomie znajdziemy obszerne omówienie uczestnictwa piechoty Księstwa Warszawskiego w kampanii 1812 r., w kampanii saksońskiej i francuskiej. Ponadto dowiemy się o formacjach wspomagających piechotę, czyli o gwardiach narodowych i weteranach. Autor zaznajamia nas także z życiem codziennym piechura (pobór, szkolenie, życie w koszarach i na biwaku), organizacji pułku etc. Szczegółowo opisuje umundurowanie, uzbrojenie i wyposażenie oficera, podoficera i żołnierza oraz taktykę walki.

Końcowa część tomu II-go zawiera bogatą bibliografię, indeks nazwisk i obszerne streszczenia w j. francuskim, angielskim i niemieckim.

FRAGMENT Z ROZDZIAŁU FUENGIROLA - SOMOSIERRA PIECHOTY

Nad ranem 15 października do opuszczonego przez posterunek Chełmickiego Mijas doszła zaalarmowana przez niego komenda Bronisza. Jego ludzie natknęli się tam na wysłany przez Blayneya 450-osobowy oddział angielsko-hiszpańsko-niemiecki, który rozproszyli w ataku na bagnety. W tym czasie na plaży w Fuengiroli lądowały kolejne przysłane z Gibraltaru oddziały. Także gotowa bateria otworzyła ogień w kierunku zamku, niszcząc jedną z wież, pod której gruzami zginęło 9 obrońców. Sytuacja oblężonych stawała się krytyczna, ale Polacy, zamiast biernie czekać na rozwój wypadków, atakowali. Kiedy Młokosiewicz dostrzegł, że jeden z batalionów angielskich zszedł ze stanowisk, aby pobrać prowiant, a w oddali pojawiły się zwiastujące odsiecz charakterystyczne sylwetki francuskich dragonów, postanowił zaryzykować. Pozostawił w zamku rannych i z resztą 130 żołnierzy nagłym wypadem opanował nieprzyjacielską baterię. Mający jej bronić pułk hiszpański zrejterował, a „Podoficer Zakrzewski, zbyt jeszcze podówczas młody, z kilkoma żołnierzami dostawszy się do armat nieprzyjacielskich, szybko je w stronę skupiających się obrócił i dając ognia, życia ich własnemi kulami pozbawiał” (Rudnicki). Podczas natarcia Chełmicki zbytnio oddalił się od swego oddziału i otoczony przez Anglików dostał się do niewoli, „lecz w chwili, gdy prowadzonego już jako jeńca z szlif obdzierano, żołnierze z jego oddziału, idąc za własnym popędem, doganiają nieprzyjaciela uprowadzającego ich dowódcę, odbijają go i kilkunastu Anglików częścią trupem kładą, częścią w niewolę pojmują” – relacjonował Młokosiewicz. Widząc walkę przy baterii, Blayney natychmiast ruszył ze swoimi batalionami na pomoc, toteż Polacy po krótkim oporze i wysadzeniu amunicji artyleryjskiej wycofali się do zamku. W chwili kiedy na plaży lądowały szalupy z kolejnymi oddziałami angielskimi, pod zamkiem zaczęło się nagłe zamieszanie spowodowane pojawieniem się odsieczy. Blayney twierdził potem, że początkowo wziął żołnierzy Bronisza za Hiszpanów i dopiero kiedy ujrzał na czapkach cyfrę „4” i orła, zorientował się, że to nieprzyjaciel. W tym samym czasie Młokosiewicz ponownie rzucił swych ludzi do ataku na wrogie armaty. Polakom udało się odciąć Anglików od reszty ich sił, które zresztą niezbyt kwapiły się do walki. Wywiązał się gwałtowny bój na bagnety, kolby i pięści, w którym przewagę zdobyli żołnierze Młokosiewicza i Bronisza. Otoczony i poturbowany dowódca angielski oddał się do niewoli i został odprowadzony do zamku, gdzie mógł bliżej przyjrzeć się swym przeciwnikom. „Tej sceny nigdy nie będę mógł zapomnieć – otaczający mnie żołnierze i oficerowie mieli wygląd szaleńczych bandytów, o których piszą w romansach; ich długie wąsy, ich twarze poczerniałe od dymu i prochu i ich pokrwawione i podarte odzienie dawały im wygląd drapieżności nie do opisania” – napisał potem Blayney. Równocześnie Polacy, ponownie opanowawszy baterię (której działa znów skierowali przeciw Anglikom) i korzystając z zamieszania wśród nieprzyjaciela, spowodowanego nagłym brakiem dowództwa, uderzyli w kierunku plaży, na której trwał jeszcze rozładunek. Natarcie powiodło się, i Anglicy pod osłoną artylerii okrętowej ewakuowali się w pośpiechu na szalupy. Tak oto cała operacja desantowa skończyła się kompletnym fiaskiem. Blayney musiał w swych wspomnieniach użyć całego kunsztu pisarskiego i arsenału „nieprzewidzianych okoliczności”, aby usprawiedliwić swą klęskę. Główną winę zwalał oczywiście na Hiszpanów, którzy, widząc gwałtowność natarcia oddziału Bronisza wspartego przez garstkę dragonów, pierzchli z pola walki, gdyż myśleli, że to przybyłe z Malagi wojska Sébastianiego. Zresztą jeszcze wiele lat po bitwie historiografia anglosaska będzie twierdziła, iż desant rozbiła silniejsza odsiecz z Malagi. Tymczasem Sébastiani ze swoimi żołnierzami pojawił się w Fuengiroli dopiero następnego dnia po bitwie (16 listopada). Znanemu z brawury generałowi trudno było uwierzyć w to, co zobaczył. Sukces Polaków był całkowity. Straty ekspedycji nie były może znaczne (40 zabitych, 70 rannych, 117 jeńców), jednak odparcie przez garstkę obrońców 10-krotnie liczniejszego desantu było prestiżową porażką wojsk angielsko-hiszpańskich. Polacy stracili w tej nierównej walce 20 zabitych i około 100 rannych (był wśród nich por. Chełmicki). Młokosiewicz, Bronisz i Chełmicki dostali za swój niebywały wyczyn Legie Honorowe. Marian Kukiel nie bez racji nazwał Fuengirolę „Somosierrą piechoty”. A szablę lorda Blayneya do dziś można oglądać w krakowskim muzeum XX Czartoryskich.