Wojsko Polskie w służbie Napoleona. Legia Nadwiślańska. Lansjerzy Nadwiślańscy.
Warszawa: KARABELA D. Chojnacka 2008
ISBN: 978-83-61229-00-1
format cm 34 x 24, s. 272, tablic kolorowych 85, mapa
podpisy pod ilustracjami i streszczenia w j. francuskim i angielskim, oprawa twarda.
Pierwszy z trzech albumów z serii: Wojsko Polskie w służbie Napoleona . Format i konwencja opracowania nawiązuje do tomów serii Wojsko Księstwa Warszawskiego. Jedynie objętość jest większa, bo mieści się w niej największa dotąd liczba kolorowych plansz - 85. Autorem znakomitych gwaszy jest artysta malarz Ryszard Morawski, znawca mundurów wojskowych, zwłaszcza z epoki napoleońskiej. Tekst napisał Sławomir Leśniewski, znany czytelnikom m.in. z monografii bitwy pod Wagram 1809, wydanej w ramach serii bellonowskiej Historyczne Bitwy.
Autor omawia powstanie Legii, jej organizację i stosowaną taktykę walki w piechocie i jeździe. Obszerne dwa rozdziały dotyczą kilkuletnich walk Legii i lansjerów na Półwyspie Iberyjskim, gdzie obie formacje znane były z waleczności i nieustępliwości. W dalszej części pracy S. Leśniewski przedstawia nam udział legionistów i lansjerów w kampaniach lat 1812-1815, a więc w walkach w Rosji, Niemczech i Francji. Ostatni rozdział dotyczy barwy i broni, a poprzedza część ilustracyjną składającą się z 85 tablic autorstwa R. Morawskiego. Oprócz sylwetek pieszych i jezdnych malarz pokazuje w szczegółach rodzaje umundurowania i wyposażenia. Każda z plansz posiada opis w językach: polskim, francuskim i angielskim. Końcowa część albumu zawiera bibliografię, indeks nazwisk oraz obszerne streszczenie w języku francuskimi i angielskim.
Oprawa graficzna w postaci inicjałów i przerywników, dwustronicowa mapa i specjalnie zaprojektowana wyklejka jest autorstwa Andrzeja Rekść-Raubo.
"Gdy uderzenie Francuzów na prawe skrzydło nieprzyjaciela spotkało się z potężną kontrakcją 2. dywizji angielskiej i atakująca kolumna niebezpiecznie się zachwiała, Soult rozkazał szarżować Konopce. W ataku prawdopodobnie towarzyszył lansjerom jeden z pułków huzarskich, drugi lub dziesiąty, liczący około 300 ludzi. "Poszliśmy do ataku, a mając szeroki wąwóz do przebycia, przebywając go i formując się w oczach nieprzyjacielskiej linii, wpadliśmy na nią szwadronami" - wspominał później Wojciechowski. Lansjerzy wyprzedzili huzarów i pierwsi wpadli na prawą flankę ustawionej w dwa szeregi brygady generała Johna Colborne'a. Czerwone kurtki nie zdołały w porę zareagować. Otworzony zbyt późno ogień nie mógł już powstrzymać idącej w pędzie ławy koni. Wszystko rozstrzygnęło się w oka mgnieniu. Żaden z angielskich pułków nie sformował czworoboku, co przesądziło wynik walki. Obaleni siłą impetu, tratowani, dźgani lancami i rąbani szablami piechurzy Colborne'a zostali rozgromieni w ciągu kilkunastu minut. Słynny 3. pułk, zwany Buffs, został niemal wbity w ziemię, pozostałe - 48. i 66., pomimo rozpaczliwej obrony, również uległy zniszczeniu. Jedynie garstce Anglików udało się uratować życie i wolność. Ponad 800 żołnierzy dostało się do niewoli, reszta zginęła lub odniosła rany. Polacy zdobyli pięć sztandarów; zapewne ich łupem padłby i szósty, ale uratował go ranny chorąży, zdzierając z drzewca i chowając pod własnym ciałem. Jedną z chorągwi wywalczył brat dowódcy kapitan Wincenty Konopka, który pomimo poważnej rany wdarł się w szeregi Buffsów, przebił chorążego i wyrwał z jego rąk cenne trofeum".